poniedziałek, 25 maja 2015

Potrafię... Mogę... Chcę...





Witajcie Kochani!

Dziś post troszkę inny. Nie znajdziecie tu makijażu, recenzji lub stroju dnia. Chciałabym podzielić się z wami moimi przemyśleniami. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie.

Jeśli jesteście zainteresowani to zapraszam do lektury, jeśli nie to jutro pojawi się post ze strojem na siłownię więc po prostu musicie poczekać.

Od czasu do czasu chciałabym umieszczać tutaj swoje "złote" myśli lub takie pogadankowe posty, pod którymi bardzo bym chciała by wywiązała się jakaś ciekawa dyskusja.

Czym jest szczęście? Na to pytanie długo nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Choć wszystko miałam, cały czas odczuwałam wrażenie, że to jest za mało, że MUSZĘ osiągnąć więcej. Zamykałam się w pułapce, z której nie było wyjścia lecz to tylko ja stawiałam sobie wielkie ograniczenia. Przez długi czas uwiązana przez słowo MUSZĘ spadałam w coraz to większą przepaść. Pewna osoba, której chyba nigdy się nie odwdzięczę za wielką pomoc starała mi się uzmysłowić, że ja nie muszę, a POTRAFIĘ, MOGĘ LUB CHCĘ. Przez długi czas nie potrafiłam znaleźć sensu tych słów. Zapierałam się przed nimi jak mogłam, choć starałam się podążać ich ścieżką. Tak powstał Blog, o którym zawsze marzyłam.

Jednak co jakiś czas znów przepadałam w otchłani, do której sama siebie spychałam więc nie zaglądałam do miejsca, które było dla mnie tak ważne i przestałam pisać.

Nie wiem ile by jeszcze to trwało gdyby nie książka, która troszkę mi uzmysłowiła. Nie wiem czy słyszeliście o poetce Sylvi Plath. Otruła się gazem zostawiając swoje dzieci w dobrze wentylowanym pokoju. Ją i Sergiusza Jesienina (swój pożegnalny wiersz napisał własną krwią, a potem się powiesił) uczyniłam bohaterami swojej pracy na Olimpiadę Literatury i Języka Polskiego. Tak natrafiłam na książkę pt.: "Szklany klosz" autorstwa właśnie Sylvi Plath. Nie chcę wam zdradzać fabuły jednak mogę powiedzieć tylko, że jest to historia młodej dziewczyny, która samą siebie niszczy.

Po przeczytaniu tej książki poczułam ogromną pustkę, gdyż zakończenie było dla mnie bardzo zaskakujące i dało mi domyślenia. Zaraz potem potrafiłam ściągnąć maski, które zakładałam każdego dnia i zobaczyłam, że potrafię wyjść spod mojego szklanego klosza i być szczęśliwą.
Jestem sama zaskoczona bo coraz częściej mi się to udaje. Idę przez miasto i uśmiecham się sama do siebie. Mam poczucie, że wszystko będzie dobrze bo jestem wstanie przezwyciężyć wszystko.

Potrafię... Mogę... Chcę...

Sporo osób, tak jak ostatnio się dowiedziałam, uważa, że moje podejście do życia jest nierealne. Wiecie dlaczego? Bo staram się osiągać zaplanowane cele. Nie poddaję się i wchodzę na każdy szczyt, który stanie mi na drodze. Jeśli to jest coś złego to przepraszam, ale nigdy tego nie zmienię bo to właśnie sprawia, że moje życie będzie wyglądało jak będę tego chciała bo to przecież nic złego.
Jeśli czegoś chcemy wystarczy, że włożymy w to całych siebie i damy radę.

Pamiętajcie moi drodzy. Nic nie musicie wy potraficie to zrobić, możecie i chcecie. Jeśli tak będzie wyglądało wasze podejście do życia to nic nie stanie wam na przeszkodzie. Ludzie będą się patrzeć na was jak na kosmitów, ale to ich sprawa. Najważniejsze jest to, że to Wy jesteście szczęśliwi.


Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Mam nadzieję, że się nie zanudziliście. Chcecie by takie posty pojawiały się w przyszłości?
Pozdrawiam was i ściskam bardzo serdecznie,
Pati

1 komentarz:

  1. dla każdego szczęście ma inną definicję ;)

    http://przyszlosczapisanawterazniejszosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń